Tytuł: "Tysiąc drzewek pomarańczowych"
Wydawnictwo: Marginesy, 2015
Ilość stron: 390
Okładka: miękka ze skrzydełkami
XVII-wieczna Hiszpania. Czasy Inkwizycji,
widowiskowych autodafe, płonących stosów i panicznego strachu tyleż przed
wszędobylskimi "urzędnikami Boga" w białych, dominikańskich
płaszczach, co przed urokiem rzucanym przez czarownice, zawzięcie tropionych przez inkwizytorów.
Duszną, mroczną, przesyconą beznadzieją, rezygnacją i
nieustannym lękiem przed czającym się zewsząd zagrożeniem atmosferę epoki
znakomicie oddaje powieść Kathryn Harrison. Jej bohaterkami są dwie kobiety,
które - wydawałoby się - nie łączy nic, poza datą urodzenia. Królowa Hiszpanii,
Maria Luisa, bratanica Ludwika XIV i uboga córka hodowcy jedwabników Francisca
de Luarca przyszły na świat tego samego dnia, 4 lutego 1662 roku. Czyż dwie tak
różne kobiety, zajmujące skrajne miejsca w społecznej hierarchii, mogło
cokolwiek łączyć? Kathryn Harrison, opisując równolegle historie swych
bohaterek pokazuje, jak w istocie wiele wspólnego miały one ze sobą: monarchini
i wieśniaczka, ofiary swej epoki, którym złamano życie i odebrano wszystko.
Rodzina Franciski od wielu pokoleń zajmowała się
hodowlą jedwabników, co zapewniało jej w miarę spokojne i bezpieczne życie,
przynajmniej jak na standardy ubogiej wsi położonej o kilka dni drogi od
Madrytu. Beztroskie dzieciństwo dziewczynki kończy się w chwili, gdy jej ojciec
bankrutuje, a matka, zmuszona przez okoliczności, udaje się na królewski dwór,
by zostać mamką chorowitego króla Carlosa. Po trzech latach wraca, schorowana i
umierająca; wraz z jej odejściem na rodzinę spadają poważne kłopoty, dla
Franciski zaczyna się pasmo cierpień, których początkiem jest grzeszna miłość
do miejscowego księdza, zaś końcem – zapomnienie w lochach Inkwizycji.
Marie Louise de Burbon, śliczna i pełna życia
francuska księżniczka, bratanica Króla Słońce, zostaje poślubiona władcy
Hiszpanii, Carlosowi II. Romantyczne nadzieje, jakie pokładała w tym małżeństwie,
w jednej chwili rozwiewają się jak dym: potomkowi Habsburgów, skarłowaciałemu i
niedorozwiniętemu, bo uzewnętrzniły się w nim skutki wielopokoleniowej
endogamii rodu, daleko do ideału; ponura, sztywna atmosfera na królewskim
dworze, tak odmienna od radosnej, kokieteryjnej panującej w Wersalu, dodatkowo
przygnębia młodą królową. I choć Carlos szybko zakochuje się w żonie, ich
związek nigdy nie zostanie skonsumowany, skutkiem czego to na królową spadną
oskarżenia o bezpłodność. Presja ze strony otoczenia: małżonka, jego
królewskiej matki, dworu i poddanych, rozczarowanych brakiem następcy tronu,
sprawiają, że Maria Luisa załamuje się i choć woła o pomoc, nie ma nikogo, kto
pomógłby jej podźwignąć się z nieszczęścia.
Fabuła powieści Kathryn Harrison snuje się
niespiesznie, wręcz leniwie, ale właśnie stawiając nie na tempo akcji i natłok
wydarzeń, a kreowanie dusznej atmosfery
osaczenia, zniewolenia i rezygnacji, autorka zdobywa i przykuwa uwagę
czytelnika. Śledząc przeplatające się ze sobą historie życia królowej i
wieśniaczki, choć na pierwszy rzut oka trudno o bardziej jaskrawy kontrast,
wraz z rozwojem fabuły czytelnik zaczyna rozumieć cel, jaki przyświecał
pisarce. I pomimo tego iż pretekst zestawienia ze sobą losów tych dwóch kobiet
jest dość naciągany (wspólna data urodzin), a przesłanie dość oczywiste i
trącące banałem, nie sposób oprzeć się sugestywnej prozie Harrison, która z
polotem zagłębia się w psychikę każdej ze swoich bohaterek ukazując ogrom ich
tragedii, wielkość doznanej straty i głębię samotności.
Zarówno Francisca, jak i Maria Luisa, pomimo
beztroskiego dzieciństwa, wkraczając w dorosłość doznały bólu i rozczarowania.
Towarzysząc bratanicy Ludwika XIV na hiszpańskim dworze obserwujemy, jak pełna
życia, francuska księżniczka zmienia się w cień samej siebie, uwięziona w
małżeństwie bez miłości, osamotniona w nieprzyjaznym otoczeniu, poddana presji
zajścia w ciążę i wypełnienia obowiązku podarowania królestwu dziedzica,
pozbawiona możliwości realizowania się nie tylko jako żona, ale i matka –
przekonuje się, że pałac królewski może być więzieniem w równym stopniu, co
lochy Inkwizycji, a jedyną z niego ucieczką – śmierć.
Natomiast nieszczęście Franciski polegało na czymś
zgoła odmiennym; w przeciwieństwie do Marii Luisy dane jej było zaznać miłości
– zarówno mężczyzny, jak i macierzyńskiej, jednak tym dotkliwsza była ich
strata, boleśniejsza nawet niż odrzucenie, napiętnowanie, wreszcie uwięzienie
przez Inkwizycję wraz ze wszystkimi tego przerażającymi konsekwencjami.
Jedna z bohaterek utraciła miłość, druga nigdy jej
nie zaznała; porównanie, którą z nich dotknęła większa tragedia, nasuwa się
samo za sprawą konstrukcji fabuły, jednak odpowiedź już nie jest taka oczywista
i nawet nie odważyłabym się jej udzielać. Niemniej jednak losy obu kobiet wiele
mówią o życiu w XVII-wiecznej Hiszpanii, szczególnie płci pięknej właśnie;
pokazują, że niezależnie od pochodzenia czy statusu społecznego, od
najwcześniejszych lat wtłaczane były w określone ramy, za przekroczenie których
groziły surowe restrykcje: społeczny ostracyzm, groźba oskarżenia o czary, sąd
i tortury Inkwizycji, wreszcie śmierć.
Kathryn Harrison znakomicie oddała realia epoki,
sugestywnie i wiarygodnie odmalowała ciemnotę prostego ludu, zabobonny lęk
zarówno przed czarami, jak i wszechobecny strach przed Inkwizycją. Świetnie
ukazała mechanizm polowania na czarownice obejmujący narastającą psychozę
umiejętnie podsycaną przez „urzędników Boga”, zmieniające się nastroje
ludności, szukanie kozła ofiarnego, jak i metody działania Inkwizycji ze szczególnym
naciskiem na stronę psychologiczną – niszczenie ducha, osobowości i
człowieczeństwa ofiary. Z drugiej zaś strony doskonale ukazała dworskie życie:
surową, sztywną etykietę, dziwactwa chorowitego i niedorozwiniętego króla,
intrygi dworzan i królowej – matki, tworząc duszną, ponurą, klaustrofobiczną
atmosferę osaczenia, ukrytego szaleństwa, która udziela się czytelnikowi.
Tysiąc drzewek pomarańczowych nie jest powieścią
stricte historyczną, raczej literacką fikcją inspirowaną faktami, jak sama autorka
przyznaje w posłowiu. Jednak mimo tego pochłania się ją z wypiekami na twarzy -
jej fabuła utkana jest z emocji o niespotykanym natężeniu, wrażeń i nastrojów
udzielających się odbiorcy, stanów psychicznych pozwalających zajrzeć w głąb
duszy bohaterów, klimatu oddającego ducha epoki – i w tym tkwi jej największa
wartość i siła. Dość oczywiste przesłanie i środki, jakich autorka użyła do
jego ukazania, są może nieco naciągane i trącą patetyzmem, jednak historia
dwóch kobiet zdecydowanie porusza i chwyta za serce, dając zarazem wgląd w
czasy, w których największą zbrodnią było podążanie wytyczoną przez siebie
drogą.
Moja ocena: 4/5
Opublikowane na stronie: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/261985/tysiac-drzewek-pomaranczowych/opinia/27769572#opinia27769572
za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Marginesy ;) |
Dawno nie czytałam książek historycznych, a kiedyś bardzo je lubiłam, więc może najwyższy czas znowu do nich powrócić :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym przeczytała, szczególnie, że oddaje ducha epoki :). Lubię książki historyczne.
OdpowiedzUsuń